Czy przesuwanie śniegu to odśnieżanie?

Zawsze gdy spadnie więcej śniegu, przyjeżdża ten sam cyrk: paraliż ruchu (bo właściwe służby standardowo zaskoczone, zwłaszcza drogowcy – czy kiedykolwiek byli naprawdę gotowi?), sensacja w mediach (no przecież pierwszy taki opad i tak utrudnia życie ludziom), wypadki, urazy i wiele złych emocji. Dopiero na następny dzień da się w miarę poruszać, choć i to nie jest regułą – najlepszym (i czasem jedynym) odśnieżaczem bywa dopiero odwilż.

Rokroczne sztandarowe metody walki z białym puchem to:
1. sypanie solą drogową – skuteczny środek, ale niestety szkodzi otoczeniu, np. roślinom, ubraniom, butom, lakierom aut
2. sypanie piaskiem – dość skuteczny środek, bo zapewnia przyzwoitą przyczepność
3. przesuwanie – zwłaszcza pługami i łopatami, jednak to metoda najbardziej chybiona.

Przesuwanie nigdy nie zabiera całego śniegu i paradoksalnie pozostały bywa bardziej śliski niż nieruszony – zwłaszcza jeśli pierwszy zamarznie, co zdarza się dość często. Ślizgawka to może atrakcja dla łyżwiarzy (tych jednak mało wśród zimowych uczestników ruchu), ale dla zwykłych pieszych czy kierowców raczej nie. Przesuwanie jest bezradne wobec lodu. Na chodnikach nie z kostki brukowej (kładzionych głównie dekady temu) można kruszyć go specjalnymi motykami, ale na tych z niej (obecnie mnóstwo) nie – grozi to jej uszkodzeniem. W sieci pojawił się co prawda pomysł sypania chodników fusami z kawy, ale problem w tym, że te po odwilży będą śmieciami roznoszonym przez chodzenie i wiatr.

Poza tym pługi na drogach publicznych – garnąc przed sobą dużo śniegu z czasem sporą prędkością, „wzbogaconego” o brud z jezdni – mogą zrobić krzywdę pieszym czy pojazdom. Za wolno jednak też nie mogą jechać, bo nie dałyby rady pchać takiej ilości. Pługi utrudniają także dostęp do wielu miejsc wałami śniegu, które zostawią po bokach. Ostatnie doczekało się nawet historii o domku w górach – śmiesznej może dla części odbiorców (uwaga: wulgaryzmy), ale jej uczestnika niekoniecznie.

Jednocześnie co rusz mówi się o wielkich kwotach pieniędzy wydawanych przez gminy na przesuwanie. I co z tego, skoro efekt jest stale ten sam – (czasem duże) trudności w ruchu zimą w części miejsc?

Rozwiązaniem jest wydawać te pieniądze na odśnieżanie – prawdziwe usuwanie białego puchu, z definicji, a nie jego przesuwanie, które spycha problem gdzie indziej. Dobre w tym celu mogą okazać się chlorek magnezu czy Lodołamacz (lodolamacz.eu – strona środka, dużo informacji), które rozpuszczają śnieg i lód (stąd pomogą też na marznące opady), powstrzymują je jeszcze przez pewien czas po rozsypaniu i są przyjazne otoczeniu w przeciwieństwie do soli drogowej. Uwzględniając koszt całości (w tym napraw szkód po soli) mogą być nawet dużo tańsze od sypania nią, a także piaskiem i przesuwania. Nie wystarczą jednak właściwe substancje. Ku przyczepności dróg i chodników właściwe służby muszą także sypać je odpowiednio wcześniej przed spodziewanymi opadami śniegu i/lub mrozem. Zacząć w ich trakcie to często za późno i przyczyna paraliżu ruchu.

Posted on 16 lutego 2021, in Bez kategorii and tagged , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , . Bookmark the permalink. Dodaj komentarz.

Dodaj komentarz