Archiwa blogu

Moda nie tylko na sukces

Moda przychodzi, trwa pewien krótszy lub dłuższy czas i w którymś momencie odchodzi stając się staromodna. Wówczas jej miejsce na nową kadencję zajmuje inna, nowomodna lub nowoczesna, jak kto woli. Obowiązuje pewien czas, po czym podziela los poprzedniczki.

Mogłoby się wydawać, że moda panuje tylko na pewien rodzaj ubrań czy butów. Otóż niekoniecznie. Można dużo bardziej poszerzyć to pojęcie i mówić o modzie na np. pewien rodzaj domów, wystrój wnętrz, rodzaj samochodów czy ich stylizacji, słowa, zachowania, urządzenia, strony internetowe, tematy filmików na Youtube, imprezy, programy telewizyjne, filmy, spektakle teatralne, piosenki, podejście do przyrody, podejście do drugiego człowieka w danej sferze, aktywności fizyczne czy duchowe, podróże do pewnych miejsc, leki, potrawy, przyprawy, owoce, warzywa.

Moda na to, a nie coś innego sama nie bierze się znikąd. W części sfer wyżej ktoś ją stworzy i nazywa się trendwatcher, a ktoś inny wypromuje i nazywa się trendsetter. O tym, jak to się dzieje i o paru innych sprawach mówi ten tekst, który polecam jako uzupełnienie tematu: http://natemat.pl/10617,skad-sie-biora-trendy-trend-watchers-projektanci-potrzeb

Jaka moda obowiązuje teraz w jakiej sferze? Warto ją zaobserwować. Warto też zastanowić się, czy naśladować ją, bo np. jest zdrowa czy przydatna, czy też lepiej ją odpuścić.

Nie każda moda jest zła, ale w drugim wypadku może chodzić o skryte, lecz skuteczne wciskanie odbiorcy (potencjalnemu klientowi) jakiegoś produktu lub usługi, której ten tak naprawdę nie potrzebuje.

To tworzenie sztucznej potrzeby kupna czegoś nowego, np. smartfona, bo stary jest już za wolny, ma za mało funkcji, przedpotopowy, niemodny… (wstawić inne chwytliwe określenie). Nieważne, że był kupiony przed tygodniem. Nieważne, że za miesiąc coś zacznie w nim szwankować lub padnie całkiem, np. mikrofon czy słuchawka. Do wtedy przynajmniej jego posiadacz będzie trendy wzbudzając zazdrość innych ludzi.

Warto więc być świadomym własnych potrzeb, żeby nie ulegać wpajanym przez kogoś. Warto też wiedzieć, ile rzeczy już się posiada i szczerze odpowiedzieć sobie, czy potrzeba nowych. Dom, samochód, meble, telewizor, komputer, wieża, telefon, ubrania, buty, sztućce, naczynia, pralka, lodówka, zmywarka, krajalnica, mikrofalówka, toster… lista robi się długa, a to często nie wszystko. Czy potrzebny jest np. nowy smarfton co kwartał? Co ze starym – pójdzie na sprzedaż, oddanie za darmo czy na śmieci, bo nie ma co z nim zrobić? Człowiek to przecież często nie golas, który nie ma żadnych rzeczy niezbędnych do życia (bo np. dopiero się urodził czy okradli go ze wszystkiego) i musi je sobie czem prędzej kupić, bo inaczej zginie.

Do tego może przecież być tak, że coś posiadanego nadal jest niezawodne, spełnia swoje zadanie i cieszy. Czy trzeba więc koniecznie to zmieniać na nowe? A jeśli już to czy jest równie godny lub lepszy następca w wymienionych cechach? One łączą się ze sobą – rzecz cieszy właśnie, gdy działa niezawodnie, ale może wnerwić, gdy przestanie i będzie droga czy wręcz nieopłacalna w naprawie, o co łatwo w dobie dzisiejszych jednorazówek. Starsze rzeczy oczywiście też się psują, ale potrafią rzadziej i być tańsze w naprawie, bo są w obiegu dłużej niż nowe i dzięki temu dużo lepiej poznane.

Inicjatywy warte krzewienia

Czasem mają już swoje lata, a czasem są dosyć młode.

Potrafią popaść w zapomnienie, bo w którymś momencie z różnych przyczyn stają się zbyt przebrzmiałe i dalej nie ma chętnych na nie. Potrafią też pozostawać choć trochę znane dzięki swojej ponadczasowości.

A krzewione są przez ludzi, którzy po prostu chcą zrobić coś dobrego, ale nie oczekują za to żadnej zapłaty, sławy czy przywilejów. Ludzi, którzy czasem wierzą, że warto być po prostu dobrym, bo okazane dobro wróci do nich.

Oto one… inicjatywy warte krzewienia. 

Dzisiejszy wpis nawiązuje trochę do „Były, ale gdzie są dziś?”. Pierwotnie miał mieć tytuł „Inicjatywy warte wskrzeszenia” – chciałem opisać tu taką sprzed kilku dekad (dziś już mało kto wie o niej) dodając do niej inne starsze. Innych takich niestety nie znalazłem, ale znalazłem za to bardziej współczesne i wszystkie razem stały się tytułowymi „wartymi krzewienia”.

Inicjatywa sprzed dekad, o którą mi chodziło to Niewidzialna Ręka. Był to pomysł skierowany do dzieci i młodzieży, aby robiła dobre uczynki, np. pomagała starszym, ale anonimowo – zostawiając po sobie tylko znak odbitej dłoni. Został ogłoszony po raz pierwszy w 1957 r. w czasopiśmie „Świat Młodych”, a kilka lat później pieczę nad nim w telewizji objął Maciej Zimiński. Propagowany był do lat 70. i spotkał się z dużym odzewem.

Zainteresowanych odsyłam do stron niżej, gdzie można dowiedzieć się więcej o Ręce:
http://www.facebook.com/Niewidzialna-Ręka-614243078599019/ – profil na Facebooku, który warto obejrzeć od samego początku. Od pewnego czasu nie pojawiają się na nim żadne nowe treści, ale te już dodane też zawierają dużo informacji
http://pl.wikipedia.org/wiki/Niewidzialna_ręka_(program_telewizyjny) – Wikipedia
http://www.youtube.com/watch?v=GLIQ2ohgS3w – „Niewidzialna Ręka – Legendarne Bractwo” – film o niej, w którym bierze udział sam Maciej Zimiński.

Kolejne pomysły warte krzewienia dotyczą papierowych książek.

Pierwszy to „przeczytaj i przekaż”, tak nazwę go roboczo. Chodzi o przeczytanie książki, po czym celowe zostawienie jej w miejscu publicznym, np. na ławce w parku, w autobusie, centrum handlowym, ale z informacją, aby kolejny czytelnik też ją przeczytał i przekazał analogicznie. To sposób na promowanie czytelnictwa i puszczanie w obieg przeróżnych informacji, które, kto wie, może nawet pomogą komuś w konkretnym momencie jego życia. Będzie ich potrzebował i akurat znajdzie.

Drugi zaczerpnąłem od pewnej osoby (treści tutaj za jej zgodą), której nie podobał się brak szacunku do książek z bibliotek. Żeby krzewić dbałość o nie, postanowiła sama dawać dobry przykład – robić zakładki z prośbą o to i zostawiać je w zwracanych książkach. Jak sama twierdzi, życia to nikomu nie uratuje, ale lubi to robić.

Poniżej zdjęcie zakładek jej autorstwa:

 

zakladki

 

A oto tekst, który widnieje na nich:

 

„Następny czytelniku!

Zostawiam tutaj tę zakładkę, by mogła Ci służyć w czasie lektury. Pamiętaj, by szanować książki: nie zostawiaj ich otwartych i położonych grzbietem do góry, ogranicz ich kontakt z jedzeniem i napojami, jako zakładek używaj czystych przedmiotów.

Zostaw tutaj tę zakładkę po skończonej lekturze, by mogła służyć kolejnemu czytelnikowi.”

 

I na koniec kilka refleksji, które naszły mnie przy okazji tego tematu:
– takie inicjatywy można nazwać szlachetnymi i wartościowymi (nie ma co bać się tych słów pod ich adresem), a tych dwóch cech jest raczej deficyt niż nadmiar na świecie. Dlaczego więc takim pomysłom poświęca się często (bardzo) mało uwagi? Dlaczego też potrafią w którymś momencie popaść w zapomnienie?
– czy jeśli coś było nawet (bardzo) dawno temu, musi nieuchronnie być przedpotopowe, nieaktualne, niewarte wskrzeszania, śmieszne czy wstydliwe?
– może warto być dobrym, skoro dobro wraca?

A może ty znasz jakieś inne inicjatywy warte krzewienia? Jeśli tak, napisz o nich.